piątek, 7 lutego 2014

ROZDZIAŁ 4 " Zemsta nie jest rozwiązaniem"

Odkąd pamiętam środy należały do najbardziej znienawidzonych przeze mnie dni. Traktowałam je, jak coś co trzeba po prostu przeżyć, a na koniec położyć się do łóżka z myślą, że jutro jest czwartek. A fakt, że w tym roku semestr zaczynał się w środę, było przekleństwem. Lily nastawiła budzik  na godzinę szóstą i jako pierwsza wystartowała do łazienki. Ja leniwie przeciągnęłam się w łóżku narzekając na zbyt sztywne mięśnie pleców. Dormitorium było kwadratowym pomieszczeniem, gdzie bez trudu mieściło się pięć łóżek z czerwono - złotymi baldachimami. Na środku znajdował się mały piecyk, który w czasach już chłodnej jesieni, a także zimy dostarczał wystarczająco ciepła, aby wytrzymać w tym kamiennym pomieszczeniu, prawie na szczycie wieży. Czasami, gdy wiatr wiał tak mocno, że świsty słychać było w całym pomieszczeniu złączałyśmy dwa łóżka i w piątkę spałyśmy przytulone do siebie, aby odseparować myśli od przerażających dźwięków, a skupić się na zabawnych historyjkach, lub wspomnieniach.
-Tylko ja mam wrażenie, że ten dzień to będzie istna droga przez piekło? – zapytałam ziewając głośno.
Dorcas, która zajęła łóżko tuż obok mnie z głośnym jękiem okryła się puchową kołdrą ostentacyjnie mnie ignorując. Prychnęłam zdenerwowana i podeszłam do łóżka Alice, gdzie jego właścicielka przeglądała swoją kosmetyczkę. Dziewczyna od zawsze chowała tam swoje największe skarby. Lakiery do paznokci w każdym odcieniu i kolorze. Można by powiedzieć, że miała na tym punkcie niezłego świra, ale już nie raz uratowała mi dzięki temu skórę.
-Co robisz? – powiedziałam kładąc się tuż obok niej.
-Wybieram lakier na dziś i jutro, a może nawet…
- Na cały tydzień – dokończyłam za nią i sięgnęłam po flakonik z morskim odcieniem. – Ten weź na piątek.
Gdy Lily opuściła wreszcie łazienkę dobiegłam do drzwi, nim zrobiła to zaspana wciąż Elizabeth i szybko zasunęłam zasuwkę. Dobrze wiedziałam, że nie mogę siedzieć za długo mając za drzwiami trzy wciąż nieprzygotowane współlokatorki gotowe pożreć mnie na śniadanie za niedokładną fryzurę, lub niezrobiony makijaż. Chociaż to drugie dotyczyło jedynie Dorcas. Opłukałam twarz zimną wodą, aby zmyć z niej resztki snu i powolnymi ruchami przeczesałam jasne pukle. Gdy w końcu założyłam szkolny mundurek otworzyłam drzwi wpuszczając do środka Dorcas ze zwycięskim uśmiechem na twarzy. Szybko zawiązałam czerwono – złoty krawat i związałam włosy w wysokiego kucyka. Lily już umknęła z dormitorium zapewne, aby zagonić zagubionych pierwszaków do Wielkiej Sali. Po dość długim czekaniu zerwałam się z łóżka i również ruszyłam na śniadanie. Pokój Wspólny był pusty, ale na czerwonej kanapie siedział Peter, który najwyraźniej czekał na któregoś z przyjaciół.
-Ej, Pettigrew! Idziesz?
Peter odwrócił się w moim kierunku i poderwał z miejsca. Przez chwilę szliśmy w milczeniu patrząc jedynie na znajomą podłogę korytarzy.
-Na kogo czekałeś? – zapytałam cicho mając nadzieję, że tym niewinnym pytaniem przerwę ciszę.
-Na któregoś z chłopaków, ale James chciał czekać na Lily, a reszta wciąż była jeszcze w łóżkach – wzruszył ramionami. – A ty, czemu nie przyszłaś z Elizabeth?
-Stoi w kolejce do łazienki, a ja jestem głodna.
Wielka Sala była już w połowie zapełniona, gdy opadliśmy na swoje miejsca, a moje oczy skierowały się w stronę stołu Krukonów. Diany jeszcze tam nie było i miałam nadzieję, że wczorajsza Ceremonia Przydziału to jedynie mój koszmar spowodowany zbyt dużą ilością jedzenia.
-Chyba widzisz, że jej nie ma – kąśliwy głos Dorcas sprowadził mnie na ziemię.
Spojrzałam złowrogo na Gryfonkę i bez słowa sięgnęłam po tosty i dżem z wiśni.  Czasami zastanawiam się, czy Dorcas rzeczywiście jest taka okropna. Czy sprawia jej przyjemność kopanie ludzi, jakby byli leżącymi na drodze kamykami.
-Może to tylko zbieżność nazwisk – szepnęłam do siebie.
-Zawsze można ją zapytać – odparła beztrosko brunetka i odgarnęła z czoła włosy. – Aż dziwne, że twój tata o niej nie wspomniał.
Zdusiłam w sobie ochotę na spoliczkowanie czarownicy i wyładowałam całą swoją złość na maśle. Ostrze noża niebezpiecznie uderzyło o brzeg naczynia i wydało okropny pisk, przez który wzdrygnęły się osoby, które na swoje nieszczęście usiadły tuż obok mnie.
-Chcesz, abyśmy wszyscy ogłuchnęli? – warknął zaspany Syriusz i usiadł obok Dorcas, która nieznacznie przesunęła się w stronę Remusa.
-Tak Syriuszu, to mój plan zagłady świata – syknęłam i odrzuciłam moje śniadanie z powrotem na talerz w chwili, gdy do sali wkroczyła Diana Mathison.
-Och dosyć tego – prychnęła Dorcas i ignorując moje okrzyki ruszyła w stronę Diany.
-Zabiję ją – jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
Odwróciłam się plecami do dziewczyn i wpatrywałam się w twarz Remusa. Chciałam wyczytać z niej wszystkie emocje, abym miała chociaż jakiś pogląd na sytuację.
-Co robią? – zapytałam zagryzając delikatnie wargę.
-Rozmawiają i nie uwierzysz, ale Dorcas jest miła… - wyszeptał Syriusz. – Może to początek jakiegoś cudu?
-Wraca – szepnął Remus i spojrzał na mnie uważnie.
I rzeczywiście po chwili Dorcas ponownie usiadła na swoim miejscu i jak gdyby nigdy nic zaczęła jeść swojego tosta. Najwyraźniej musiała się cieszyć moją ciekawością i cierpieniem, bowiem jej czarne oczy były utkwione we mnie.
-No i? – zapytał w końcu Black.
-A co cię to interesuje, kretynie? – warknęła mierząc chłopaka złowrogim spojrzeniem.
-Jednak to nie cud, Dorcas znów jest sobą – zawołał na cały głos Syriusz i niektórzy parsknęli śmiechem. – Co z tą ładną blondyneczką?
-To jest jej siostra – szepnęła cicho i utkwiła we mnie swoje czarne tęczówki.
Przez krótki moment wstrzymywałam oddech. Miałam wrażenie, że w tych zimnych oczach dostrzegłam blask współczucia, a potem opuściłam głowę i skupiłam się na swoim śniadaniu.

~*~

-Aria słuchasz mnie? Aria.. ARWENA!
Podskoczyłam, jak oparzona i nieprzytomnie zerknęłam na Elizabeth. Jej zwykłe spokojna twarz była teraz delikatnie zaczerwieniona z gniewu, ale oczy były pełne współczucia, którego nie chciałam. Rozejrzałam się spokojnie po sali do historii magii, która była całkowicie pusta. Najwyraźniej lekcja musiała się już skończyć, ale ja całkowicie nic z niej nie pamiętałam.
-Już koniec?
-Skończyła się jakieś trzy minuty temu – westchnęła Ellie i zaczęła mnie pakować. – Jak dobrze, że to już ostatnia lekcja. Pozostali nauczyciele mogliby nie być na tyle wyrozumiali.
-Dzięki, poradzę sobie – westchnęłam i chwyciłam torbę.
Potrzebowałam samotności. Chwili ciszy na przemyślenie wszystkiego, oraz sposobu zabicia Mirandy i Diany Mathison. Gdy moja przyjaciółka ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego, gdzie Huncwoci zapewne doprowadzali do palpitacji serca Lily, ja wycofałam się w stronę biblioteki. Ogromne pomieszczenie wypełnione ogromnymi księgami, które mieściło się na końcu korytarza na drugim piętrze było puste. No nie licząc dwóch Krukonów, którzy urządzili tu sobie turniej szachowy. Pani Powell była na tyle wyrozumiała, że pozwalała im spędzać tu wolny czas.  Minęłam ją przy dziale literatury mugolskiej, gdzie układała dzieła Szekspira. Była wysoką kobietą i bardzo krótkich jasnych włosach. W jej czekoladowych oczach można było znaleźć wyrozumiałość i dobroć. Skinęłam delikatnie głową i rozsiadłam się przy najbardziej oddalonym stoliku w otoczeniu grubych tomów historii magii.  Wyciągnęłam podręcznik i leniwie przewracałam kartki. Wojny goblinów należały do najbardziej znienawidzonych przeze mnie tematów. O wiele bardziej wolałam bardziej współczesne wydarzenia. Niechętnie wyjęłam z torby rolkę pergaminu i zaczęłam skrobać pierwsze zdania wypracowania. W tym momencie zadania domowe wydawały się idealną formą ucieczki.
-Tylko tu mogłabyś się schować – westchnął Remus i usiadł obok mnie.
Starałam się ignorować jego natrętne spojrzenia kierowane w moją stronę. Nienawidziłam jak to robił. Gdy siadał obok ciebie i patrzył. W ten sposób zawsze zmuszał mnie do wszelkich wyznań. Nawet tych najintymniejszych. W końcu zrezygnowana odrzuciłam pióro na bok i pozwoliłam uronić sobie jedną łzę. Małą, zimną, która powoli spływała po moim policzku.
-Nienawidzę go – wyszeptałam na tyle, aby tylko on mógł to usłyszeć.
W oka mgnieniu znalazł się tuż przy mnie i przyciągnął do piersi. Nie chciałam płakać. Od dziecka byłam uczona, że łzy to oznaka słabości, która może być wykorzystana przez wrogów. Ale wokół mnie nie było ani jednego przeciwnika. Chwyciłam mocniej jego białą koszulę i pozwoliłam, aby łzy swobodnie spłynęły mi po policzkach. Wzięłam głębszy oddech i odsunęłam się od niego na odległość ramion.
-Dobrze wiesz, że to nieprawda – uśmiechnął się delikatnie, gdy ścierałam z twarzy ostatnie ślady łez.
-Ciekawe skąd to wiesz?
-Bo znam cię od sześciu lat i wiem, że nie jesteś zdolna do nienawiści.
Parsknęłam śmiechem i pokręciłam z politowaniem głową. W życiu nie słyszałam większej głupoty. Gdy stawałam przed lustrem widziałam w sobie dwie osobowości. Tak różne, że nie powinny istnieć w jednym ciele. Ta pierwsza Aria była wesoła i miła dla wszystkich. Ale Arwena była pełna arystokrackiego lodu i potrafiła niszczyć samym spojrzeniem.
-Więc, jaka jestem według ciebie Remusie? – zapytałam wygodniej rozkładając się na krześle.
-Osobą, która nie skrzywdziłaby kogoś bliskiego, a nienawiść to pojęcie, którego całkowicie nie rozumie.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam prosto w granatowe tęczówki.
-Widzisz jedynie to, co chcesz zobaczyć w ludziach Remusie – szepnęłam.
Nim zdążył otworzyć usta, aby dodać coś jeszcze chwyciłam swoje rzeczy i jednym ruchem zgarnęłam je do otwartej torby. Zostawiłam chłopaka samego, bo nie był w stanie mi pomóc. Dogonił mnie jednak przy schodach.
-Wiem, co kombinujesz – sapnął zmęczony biegiem.
-Ja nic…
-Nie kłam – powiedział szybko i spojrzał na mnie z przyganą. – Chcesz poprosić Dorcas o pomoc.
Niemo otworzyłam usta, ale po chwili je zamknęłam. Skąd mógł wiedzieć, że pomyślałam o tym? Przecież nie wypowiedziałam tego na głos, nawet nie zasugerowałam. Splotłam ręce na piersi i uciekłam wzrokiem w stronę portretu pastereczki z grupą owieczek.
- To jak zawieraniu paktu z diabłem – ostrzegł mnie. – Zresztą zemsta na tej dziewczynie nic ci nie da. Twoi rodzice się nie zejdą, bo Diana będzie płakać po kątach.
-Na Merlina, przestań! – syknęłam wściekła. – Nie rób ze mnie potwora jasne? To moja rodzina i nie pozwolę, aby jakaś blond pokraka w niej mieszała!
- Zastanów się – powiedział podchodząc jeszcze bliżej. – Zemsta to nie jest rozwiązanie. Twoi rodzice są dorośli, jeśli naprawdę się kochają, to wrócą do siebie prędzej, czy później. Dorcas tylko pogorszy i twoją, i ich sytuację.
Już miałam się odezwać, gdy chłopak bez słowa ruszył w z powrotem w stronę biblioteki. Zagryzłam dolną wargę tak mocno, że poczułam w ustach smak krwi.
- On ma rację – odezwała się pastereczka patrząc na mnie przerażająco niebieskimi oczami.
-Och zamknij się – warknęłam i ruszyłam w stronę Pokoju Wspólnego.
Ledwo przepchnęłam się przez tłum ludzi zebrany tuż przy wejściu. Potknęłam się o nogę jakiegoś pierwszaka i obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem.  Wtedy napotkałam oczy Dorcas. Siedziała na podłodze przy kanapie i stukała paznokciami o okładkę książki. Miałam wrażenie, że czyta ze mnie, jak z otwartej księgi. W końcu odwróciłam głowę i pobiegłam do dormitorium.
-Zemsta, to nie jest rozwiązanie – powtórzyłam słowa Lupina opierając się o drzwi dormitorium.
Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam z torby kawałek pergaminu. List do matki odpadał. Jedynie doprowadziłby ją do szału i ataku na ojca. Drżącą ręką napisałam wstęp i zgniotłam pergamin rzucając nim w okno. Wydałam z siebie jęk bezsilności i opadłam na poduszki. Pustka w głowie. Wdrapałam się na kamienny parapet czując, jak chłód kamienia przenika przez szatę. Oparłam czoło o szybę i wpatrywałam się w jezioro. Tafla wody była dzisiaj wyjątkowo spokojna. Ponownie chwyciłam pióro w dłoń i zaczęłam kreślić litery. Nie mogłam pozwolić, aby emocje wzięły nade mną górę.
-Czyli jednak wybierasz pokojowe rozwiązanie?
Spojrzałam na stojącą w drzwiach Dorcas, która uśmiechała się delikatnie. Już zdążyła pozbyć się szaty i przebrać się w spódniczkę w kolorze granatu i białą koszulę.
-W ten sposób ucierpi mniej osób – westchnęłam kończąc list.
-Myślisz o swojej rodzinie, czy o Mathisonach? – zapytała siadając na moim łóżku. – Kiedyś uczono nas, że każde przewinienie należy karać.
-To było dawno Dor. Zresztą nam też wiele razy się upiekło – westchnęłam zmęczona.
-Jak wolisz, nic nie zrobię bez twojej zgody.
-Dorcas? – odezwałam się, gdy czarownica znajdowała się tuż przy drzwiach. – Miej przygotowany plan awaryjny dobrze?
-Oczywiście – uśmiechnęła się promiennie i zamknęła za sobą drzwi.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Prawie słyszałam w głowie zrezygnowane głosy Remusa i Elizabeth. Oboje nie pozwoliliby mi na coś takiego, ale nie potrafiłam już ich słuchać. Ostatnimi czasy byłam zbyt miła dla wszystkich. Nie myślałam o sobie i teraz powinnam to nadrobić. Dla dobra swojego i mojego własnego. Schowałam list do koperty i sięgnęłam po płaszcz. Czasami żałowałam, że sowiarnia jest tak daleko. Powoli zeszłam do Pokoju Wspólnego, dając sobie czas na wycofanie się. Gdy moja stopa dotknęła podłogi, oczy Elizabeth natknęły się na mnie.
-Pójść z tobą? – zapytała.
Skinęłam delikatnie głową i skupiłam wzrok na śnieżnobiałej kopercie. Po kilku minutach obie szłyśmy pustymi już korytarzami Hogwartu. Narzuciłam szybkie tempo, abym nie miała zbyt dużego czasu na zmianę decyzji. Czułam jak w kieszeniach płaszcza trzęsą mi się ręce i to nie z powodu zimna. Sowiarnia była samotną wieżą wybudowaną na środku błoni. Już od dawna powinna być wyremontowana, bo według mnie lada moment miała się zawalić. Wspięłam się po stromych stopniach i wypatrywałam w ciemności brązowej sowy.
-Nina, ale to natychmiast na dół! – warknęłam na stworzenie, które aktualnie czyściła sobie pióra i udawała, że mnie nie słyszy.
Po kilku minutach, gdy ja krzyczałam na całą sowiarnię, a potem razem z Elizabeth skacząc jak wariatki machałyśmy rękoma. Dopiero wtedy sówka zleciała na niższe Pietro i łaskawie wyciągnęła nóżkę w moją stronę. Drżącymi palcami przywiązałam kopertę i pozwoliłam, aby ptak odleciał.
-Jestem z ciebie dumna – szepnęła cicho Elizabeth, a ja poczułam wstyd.

Szukając pokojowego rozwiązania, pozwalałam, aby Dorcas szukała słabych punktów Diany. Szykując się na wojnę wysłałam pakt, który według mnie miał jedynie przygotować pole walki. Ostatniej potyczki. 

Wow, nie było mnie tu z miesiąc. Nie wiem dlaczego, może szkoła, która nagle spadła mi na głowę jak spory kawał nieba? Pewnie tak. Drugi semestr nie zaczął się zbyt pomyślnie, dlatego wolałam się porządnie przyłożyć. Ferie jakoś odbudowały moją psychikę...

Jeśli chodzi o wasze blogi postaram się wszystko nadrobić w przyszłym tygodniu :)

14 komentarzy:

  1. Tak się natknęłam na tego bloga i mogę stwierdzić, że nie jest źle. Masz problemy z powtórkami i przecinkami, ale to nic.

    Nie ogarniam, czemu Aria (czy jak jej tam), chcę zabić, hm - Dianę, Dorcas? To takie podobne.. ;[
    Cofnęłabym się do wcześniejszych rozdziałów, ale mnie leń zżera, więc nie... Będę czytała od tego rozdziału. XD

    poznac-przeznaczenie.blogspot.com ;) zapraszam do siebie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę cudowne opowiadanie. Zabieram się do pierwszej notki żeby wiedzieć o co kaman.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, naprawdę trochę długo cię tu nie było. ale najważniejsze, że wróciłaś. ja w sumie też nie zaczęłam drugiego semestru zbyt dobrze, ale kij, do czerwca zostało mi sporo czasu xd
    A teraz rozdział. bezpośredniość Dorcas mnie normalnie powala. nie ma to jak podejść do wroga swojej przyjaciółki i tak po prostu zapytać się jej o jej siostrę. szkoda, że nie wiedziałam miny Diany. to mogłoby być ciekawe.
    powiem ci, że nie zazdroszczę im tego pokoju wspólnego. fajnie jest oczywiście mieszkać z jednym z przyjaciółkami, ale mieć jedną łazienkę na pięć??? ja nie wytrzymuje w jednej z moja siostrą a co już z pięcioma innymi osobami.
    Ciekawi mnie, co Aria szybuje dla Diany, choć tak jka Remus uważam, że zemsta w niczym jej nie pomorze. a zresztą co ta dziewczyna jej zrobiła? nic. to jej siostra powinna otrzymać karę, a nie Diana. eeee nie wiem nawet czemu u mnie tyle zrozumienia dla niech. chyba się nie wyspałam xd
    No dobra, pozdrawiam i mam nadzieje, że tym razem uda ci się szybciej coś dodać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Remus ma rację, wojna z Dianą nic nie da. Przecież to jej siostra jest wszystkiemu winna. No i oczywiście ojciec Arii. To jemu należy się zemsta.
    Mimo wszystko jednak jestem ciekawa diabelskiego planu Dorcas.
    Pozdrawiam.

    demelium.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Sądzę, że Remus ma rację, Aria musi pogodzić się z tą sytuacją i zrozumieć, że decyzja należy do jej rodziców, ona nie ma w tym wypadku nic do powiedzenia. I nieważne jak przykre i bolesne byłyby dla niej konsekwencje, w końcu będzie musiała wszystko zaakceptować.
    Jednak po ostatnim fragmencie jestem pewna, że dziewczyna nie posłucha Remusa i wstąpi na wojenną ścieżkę z Dianą. Coś mi mówi, że nie wyniknie z tego nic dobrego, a już szczególnie, gdy we wszystko zaangażuje się osoba o takim charakterze jak Dorcas. Mam wrażenie, że ona nie widzi na drodze żadnych przeciwności i będzie brnąć do celu po trupach, nie przejmując się nawet przypadkowymi ofiarami.
    Błąd, który najbardziej rzucił mi się w oczy:
    Dopiero wtedy sówka zleciała na niższe Pietro i łaskawie wyciągnęła nóżkę w moją stronę. - sfrunęła na niższe piętro
    I przy okazji bardzo podoba mi się kolorystyka nowego szablonu. Uwielbiam fiolety, więc jestem oczarowana :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Condawiramurs9 lutego 2014 19:34

    mam wrażenie, że Aria jest pomiędzy Dorcas a Elizabeth i remusem i troche mnie to przeraża - powinna mimo wszystko mieć własne zdanie...boję sie, co ona popisała w tym liście, myślę, że jednak wytoczyła pierwsze działo...a właściwie wg mnie sprawa jest przerana i moż eto dobrze, że rodizce się rozeszli,skoro do siebie nie pasowali... powinna przynajmniej sproboać to zrozumiec. czekam na ciąg dalszy i zapraqszam do siebie :) zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęłam czytać to opowiadanie, bo brakowało mi ostatnio porządnej historii o czasach Huncwotów. I taką właśnie znalazłam - nawet nie wiesz, jaką frajdę sprawia mi czytanie Twojego opowiadania.
    Bardzo lubię postać Arii. Współczuję jej tej sytuacji w domu, ale Remus ma rację - zemsta na Dianie nic nie da, bo ona nie jest tu niczemu winna. Co nie zmienia faktu, że automatycznie nie lubię ani jej, ani Mirandy. Ani ojca Arii. Choć to, że Diana jest jej siostrą bardzo mnie zszokowało - myślałam, że to tylko jakieś dziecko Mirandy, w sensie z innego małżeństwa czy coś.
    Podoba mi się, jak wykreowałaś postacie Docras, Elizabeth i Lily. Dokładnie tak je sobie wyobrażałam, a Ellie jest niewątpliwie interesującą, autorską postacią.
    Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć, bo zwyczajnie nie umiem komentować całościowo, ale czekam z niecierpliwością na nowy rozdział - wtedy na pewno powiem więcej.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam serdecznie!
    [mniejsze-zlo]

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam nieco zaległości na Twoim blogu, ale dzisiaj na szczęście udało mi się już je wszystkie nadrobić ;)
    Aria wydaje się świetną o osobą - szczerą, spontaniczną i przyjacielską. Szkoda tylko, że teraz tyle zwaliło się jej na głowę. Rozstanie rodziców nigdy nie może być łatwym przeżyciem dla dziecka niezależnie od jego wieku. Ciekawa jestem, jak potoczy się historia z zemstą (na razie co prawda zaniechaną) na Dianie. W ogóle chyba trudno dziwić się jej reakcji na obecność Mathison w szkole.
    Podoba mi się sposób, w jaki wykreowałaś postacie Huncwotów. Wszyscy są wyraziści i mają odrębne charaktery, da się ich odróżnić, a zarazem razem tworzą zgrany team. Na razie ich wszystkich jest podobna ilość, tj. obecność w opowiadaniu, ale mam wrażenie, że z czasem będzie nieco więcej Remusa i on wychyli się do przodu.
    Przyjaciółki Arii, cóż - najbardziej lubię Lily Evans, przyznam bez bicia. Ellie tez się wydaje miła, taka osoba, której można zaufać i powiedzieć wszystko, a ona zawsze pomoże. Dorcas budzi mój uśmiech - zadziorna i parta, najwyraźniej nie boi się działać, czemu nie sposób się oprzeć.
    Bardzo ciekawa jestem, jak rozwinie się akcja i czy Dorcas zdobędzie jakieś przydatne informacje o Mirandzie.

    Pozdrawiam.
    muniette.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. No nareszcie do Ciebie trafiłam kochana!!
    Wszystkie rozdziały pochłonęłam w zastraszającym tempie. Naprawdę, już zapomniałam jaki masz wspaniały dar. Nieoszlifowany diament. Masz świetnie wykreowane postacie i mimo, że masz ich od groma i jeszcze trochę to każdą da się rozróżnić w czasie czytania i nie trzeba jakoś specjalnie zachodzić w głowę, czy cofać się do początku dialogu, aby zrozumieć, kto wypowiada jaką kwestię.
    Poza tym dobrze, że najpierw rozwijasz jeden wątek, a nie pięćset na raz. Mogłabyś kilka po drodze pogubić. To chyba oznacza, że w końcu moje rady przedarły się przez ten gruby i wysoki mur zwany uporem. Czasami zastanawiam się, czy tylko udajesz takiego osła, czy na serio nim jesteś :)
    W każdym bądź razie mam nadzieję, że następny rozdział wstawisz punktualnie, bo inaczej przylecę z Anglii i nakopię ci do leniwego tyłka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Pamiętaj o tej "rzeczy", o której rozmawiałyśmy.

      Usuń
    2. Ja nie udaję. Ja serio jestem upartym osłem. Co do lenistwa... wysoki sądzie jestem winna.
      Tak pamiętam. Wciąż próbuję. Zrzędzisz...

      Usuń
  10. Wpadłam na Twojego bloga przypadkiem, ale widząc że to opowiadanie o czasach Huncwotów od razu postanowiłam zostać i dobrze zrobiłam :D Po pierwsze bardzo podobał mi się prolog a szczególnie jego pierwsza część, sposób w jaki połączyłaś wszystkie pokolenia :) Co do samej treści opowiadania, to najbardziej ciekawi mnie jaki plan ma Dorcas odnośnie tej Mirandy. Ciekawie będzie o tym poczytać, mimo że zgadzam się z Remusem, Aria powinna odpuścić, bo chce zranić niczemu nie winną dziewczynę. Noo i oczywiście jestem mega ciekawa jak w twoim opowiadaniu potoczą się wątki miłosne a dokładnie, kto skradnie serce Arii :D Będę obserwować i liczę na to, że w najbliższym czasie czegoś się dowiem :) Jeśli masz ochotę, to wpadnij do mnie, podjęłam się opisywania tych samych czasów także powinno Ci się spodobać, pozdrawiam! :) [whispered-oath]

    OdpowiedzUsuń
  11. "Zdusiłam w sobie ochotę na spoliczkowanie czarownicy i wyładowałam całą swoją złość na maśle."
    Uwielbiam ranić Masło, he he he. Tak, "Masło" z dużej litery, nienawidzę jej.
    Jak zwykle cudnie, dobrze, że ma "plan awaryjny" no i Remus taki kochany <3
    Omnomnomnomnomnom :3333.... WUT? XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak to zemsta nie jest rozwiązaniem? Dla mnie jest :) Blog bardzo ciekawie pisany. Tylko mogłabyś dodać już nową notkę??
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy